- Pocieszmy się Ruszczycem

Inne

Teksty

Pocieszmy się Ruszczycem Już od godziny siedzę przykuty do pokaźnego albumu jednego z moich ulubionych malarzy minionego stulecia. Ilekroć oglądam to malarstwo, przeżywam te same emocje. Ktoś mógłby powiedzieć - no ileż razy można wpatrywać się w ten sam film, słuchać tej samej muzyki, czytać tę samą książkę albo oglądać to samo malarstwo, te same obrazy?! A my Wam mówimy - wszyscy niedowiarkowie - że absolutnie można robić to wiele razy i zawsze przeżywać to od nowa, z takim samym zaangażowaniem zmysłów i rozkoszą ducha. Nie bez kozery zdanie to napisałem w liczbie mnogiej, bo przecież wyrażam opinię wielu. To z takich ludzi rekrutują się amatorzy, fani i fanatycy, ludzie pasji. Jeżeli tylko potrafimy i zdolni jesteśmy czerpać satysfakcję z faktu bycia w bliskości z tym, co kochamy, co nam daje nową energię i popycha nasze życie do przodu, to należy się temu poddać. Nie dziwi mnie na przykład u młodych kierowców przywiązanie do samochodów, które dopieszczają w każdym calu, poznając tym samym wszystkie ich części i najmniejsze detale. Będą prawdopodobnie w przyszłości lepszymi kierowcami albo mechanikami. A powróćmy jeszcze raz do przykładu przytaczanego przez mojego antenowego znajomego „Lacha Anonima”. Mam na myśli młodego chłopca, który z piłką potrafi zrobić przysłowiowe „wszystko”. A dlaczego? A no nie tylko dlatego, że jest niewątpliwie szalenie zdolnym człowiekiem, ale przede wszystkim jest pasjonatem. Można by wykrzyknąć – „witaj w klubie” młody człowieku, przed tobą jak przed nami wszystkimi życie pełne niespodzianek, niewiadomych, ale jedno jest pewne – to życie będzie ciekawe, bo masz fantazję. Przykładów można mnożyć i podawać wiele, bo zdarzają się i występują w większości dyscyplin naszego życia. Nie tak dawno byłem gościem jubileuszowego koncertu Państwowej Szkoły Muzycznej I i II stopnia im. Fryderyka Chopina w Nowym Sączu. Poza dojrzałymi wspaniałymi muzykami koncertującymi na całym świecie, swe umiejętności zaprezentowali również młodzi, bardzo uzdolnieni uczniowie. Słuchało się ich z równie wielkim estetycznym przeżyciem. To było prawdziwe. No właśnie – PRAWDA powinna towarzyszyć wszystkim działaniom człowieka, a wtedy zdecydowanie łatwiej o sukces i mistrzostwo w każdej dyscyplinie życia. Ferdynand Ruszczyc, bo właśnie jego malarstwo dzisiaj na nowo przeżywam powoli przeglądając karty grubego albumu, był takim człowiekiem prawdy. Patrzę na jego obrazy, takie malarskie, takie śmiałe i zdecydowane pociągnięcia pędzla, których i nie chciał i nie potrzebował tuszować, by „uładzać”, a tym samym może i troszeczkę zbliżać się do natury, ale oddalać od prawdy własnego interpretowania i widzenia. On malował to, co chciał i jak chciał, a efekty znamy wszyscy. „(…) w rzeczach zwykłych odnajduje nadzwyczajność i prawdziwy poemat” - pisze o nim Cezary Jellenta w „Przeglądzie Tygodniowym” z roku 1899, nr2. Ferdynand Ruszczyc pozostawił po sobie niepowtarzalne kadry świata i tego rzeczywistego i tego, który rodził się w jego wyobraźni tak jak na obrazie „Nec mergitur” (Legenda żeglarska). Przedstawia na nim przepysznie oświetlony kipiący złocieniami, żółciami, chromami galeon niesiony wysokimi jak góry falami w kolorze cynobrów, które woda skradła rozpiętym szeroko żaglom okrętu. To najcudowniejszy przykład wpływu barwy lokalnej na otoczenie. Tym samym okręt wydaje się być integralną częścią wielkiego oceanu - jest z nim i w nim. Polacy głównie znają tego wielkiego malarza z obrazu namalowanego w 1898 roku zatytułowanego „Ziemia”. To duże płótno o wymiarach 171 cm x 219 cm przedstawia orkę. Dwa ciężkie woły poganiane batem przez chłopa powoli prują bruzdy ciemnej ziemi. Nad nimi wiszą równie ciężkie jak woły kłębiaste chmury. Postacie zwierząt, chłopa i oranego pagórka są przedstawione w tak zwanym świetle kontrowym (malowane pod światło) i przez to stanowią prawie jedną różniącą się walorowym melanżem ciemną plamę wytrzymującą napór kłębiących się jasnych chmur. Dzieło to możemy oglądać w Muzeum Narodowym w Warszawie. Ale mnie osobiście urzekają jeszcze inne płótna wielkiego mistrza pędzla a niedoszłego prawnika. Tajemnicą nocy ogarnięte „Sobótki”, romantyczne polskie dwory ze szczególnym umiłowaniem klimatów wileńskich - bo stamtąd przecież pochodził - cykl młynów, pejzaży jesiennych czy pachnących już wiosennym wiatrem z resztkami śniegu na przemoczonych polach, czy cyklem „Studiów do Ballad”. Jeden z tych obrazów a konkretnie „Studium do Ballady I” zaginiony podczas II wojny światowej w Muzeum w Toruniu był niegdyś własnością innego wielkiego Polaka i humanisty, autora „Trylogii” Henryka Sienkiewicza. Na koniec przytoczę fragment „Wspomnień o Ferdynandzie Ruszczycu” Karola Tichego. Pisze on tak : „W zimie z roku 1899 na 1900 światem kulturalnym Warszawy targnęło zdarzenie: chór świeżych i tęgich obrazów zajaśniał w Zachęcie. W pismach zaszumiało. W rozmowach za mgłą słów wyczuwa się jakiś podziw. Z dziś na jutro nieznany malarz staje się powagą i nazwisko – Ruszczyc, ziemianin z Oszmiany, gruchnęło po Polsce…” Aż żal, że dziś w Zachęcie pokazuje się coraz częściej pospolity chłam i kontrowersyjną i „źle prowokującą” zgniliznę, którą ktoś z niewiadomych przyczyn popiera, popycha, by przede wszystkim gorszyć. Myślę o niedawno odbytej wystawie z filmami pornograficznymi, babie obierającej ziemniaki, miażdżonej głazem postaci Jana Pawła II i wielu innych. A szkoda to o tyle bardziej bolesna, że Zachętę i wszystkie w niej pokazywane wystawy finansujemy my, obywatele, gdyż jak mi wiadomo środki na jej funkcjonowanie pochodzą z naszych podatków. Tak więc niech ten smutny fakt osłodzi wszystkim czytelnikom malarstwo wielkiego Ferdynanda Ruszczyca. Wacław Jagielski 05.12.2009