- O „Bitwie pod grunwaldem” smutnych słów kilka

Inne

Teksty

Nie tak dawno, bo zaledwie kilka dni temu wraz z całą Polską dowiedziałem się z mediów, że stan jednego z najcenniejszych płócien malarstwa polskiego „Bitwa pod Grunwaldem”, pędzla komuż nieznanego Jana Matejki, znajduje się w zatrważająco złym stanie. Bynajmniej na tyle, że nie może być mowy o tym aby była pokazana w innym miejscu, niż warszawskie Muzeum Narodowe w którym od lat jest eksponowana. Z medialnych doniesień wiemy, że wielką chęć wystawienia tego niezwykłego dzieła z okazji 600-lecia upamiętnienia bitwy, miał Kraków a potem obraz mieli oglądać nasi niemieccy sąsiedzi z za Odry. Jednak w wypowiedzi pani kustosz Muzeum Narodowego w Warszawie, słychać wyraźne – nie - tym planom. Powód ? Jeden, zasadniczy i podstawowy. Grozi to całkowitemu zniszczeniu tego wielkiego dzieła. Dublaż (płótno wzmacniające obraz właściwy, podklejane od lewej strony za pomocą specjalnej woskowo-żywicznej masy dublażowej, w celu wzmocnienia całego dzieła), jest w wielu miejscach rozwarstwiony, werniksy pękają, powiększają się krakelury (pęknięcia występujące w strukturze malatury i klejowo-kredowych gruntów płótna). Z innych tekstów pojawiających się tu i ówdzie w prasie, telewizji czy internecie, dowiadujemy się, że nie tylko „Bitwie pod Grunwaldem” grozi to niebezpieczeństwo. No cóż, choć bym bardzo chciał, to i tak nic innego nie przychodzi mi do głowy po za smutną refleksją, że w Polsce na tyle nieistotnych spraw, rzeczy, wątpliwych pomysłów i nieudanych często z góry skazanych na niepowodzenie eksperymentów w wielu dyscyplinach naszego życia, znajdują się i to nie małe pieniądze, a na ratowanie dóbr naszej narodowej kultury zawsze ich brakuje. Mało który rządzący, albo mający wpływ na podejmowanie ważnych dla kraju, regionu, miasta, decyzji zauważa, że Polska przez wieki straciła w różnych okolicznościach tyle zabytków, dóbr kultury narodowej, tyle bezpowrotnie świadomie zniszczono nam naszej materialnej i duchowej przeszłości, że to co jeszcze zostało winniśmy otaczać największą czcią, szacunkiem i troską, nie szczędząc na to sił i funduszy. Gdyby tak te niejednokrotnie, źle wydawane pieniądze przeznaczyć na potrzeby obywateli ze szczególnym uwzględnieniem tych, biednych, chorych, to nie trzeba by się było zasłaniać twierdzeniami co niektórych, że najpierw ważniejszy jest człowiek a potem jego historia i kultura. Każdy wie, że życie ludzkie jest największą wartością, o które należy zabiegać i nic odkrywczego tym stwierdzeniem nie wnoszą. Ale jeśli, jak się okazuje choćby z dziennikarskich relacji, w Polsce wcale nierzadko piastowanie stanowisk wiąże się z nadużyciami i aferami finansowymi, to nie ma się czemu dziwić dlaczego „kołdra jest wciąż za krótka”. Znane już w naszej historii są przypadki, gdzie burmistrz, wójt czy jak by go tam inaczej zwał, z celi więziennej zarządzał nadal miastem. A przecież bez powodu prawo nie przeniosło go z ciepłego mieszkanka do więzienia. Często prowadziła ich tam niegospodarność, szastanie publiczną złotówką, czy wręcz korupcja. Gdyby tak jednak dało się to zmienić, wówczas spokojnie i skutecznie można by pomóc i ludziom i zabytkom. O tych wszystkich absurdach polskiej niegospodarności postanowiłem teraz nie pisać, bo każdy z nas nie raz zastanawiał się jak można było stworzyć taką czy inną paranoję. Dlaczego na przykład, przy prowadzeniu danej inwestycji nie potrafimy działać kompleksowo, przewidując logiczną wręcz konieczność współpracy z innymi jednostkami po to aby jedni nie burzyli tego co inni chwilę wcześniej zbudowali. Przykładowo - najpierw układa się kostkę na chodniku dla pieszych, a za miesiąc, dwa, telekomunikacja pruje przez nie rowy i kładzie swoje światłowody, a potem jeszcze okazuje się, że i energetyka powinna położyć tam kabel. I zamiast wydać raz pieniądze, szastamy nimi i płacimy trzy razy za tę samą pracę, z tym, że cierpią na tym użytkownicy tych pieszych ścieżek bo wciąż żyją na niekończącym się placu robót a po części i my wszyscy. To tylko jeden wcale nie wyszukany przykład bezmyślności w polskim gospodarowaniu. Powracając jednak do potrzeby ratowania zabytków i pamiątek kultury narodowej, z żalem stwierdzam, że daleko jeszcze na tym polu do ideału. Bynajmniej nie dla tego, żeby brakowało nam wysoko wyspecjalizowanej kadry konserwatorów, bo na tym polu szczególnie polska sztuka konserwacji zabytków ma ogromną renomę na całym świecie. To nasi specjaliści zatrudniani są często do pracy przy największych skarbach kulturowych osiągnięć cywilizacji człowieka na całym globie. Ich wiedza i umiejętności nie rzadko benedyktyńskiej pracy w tym pięknym zawodzie jest doceniana przez największe muzea świata. I to cieszy. Ale równie mocno smuci fakt, że nie można ratować zabytków w takim tempie i z takim rozmachem, jakim nakazują potrzeby niszczejących dzieł i pamiątek. Przyczyna właśnie jest tylko jedna. Za mało przeznacza się funduszy na te cele, choć w ostatnich latach sytuacja się nieco polepszyła. W tym miejscu należy wspomnieć, że nie tylko chodzi tu o godną zapłatę za odpowiedzialną, precyzyjną, często wręcz benedyktyńską pracę fachowców, ale należy pamiętać, że lwią część funduszy pożerają szalenie drogie materiały konserwatorskie, bo w tej dziedzinie nie można stosować półśrodków i materiałów zastępczych. To tak jak w recepturze na wytworzenie najlepszego towaru. Jak ma być czekolada, to nie można jej zastąpić wyrobem czekolado-podobnym, bo jak wiemy – podobne znaczy wielką różnicę. Szkoda więc, że wielce znaczące i cenne dla całego polskiego narodu pamiątki jak choć by „Bitwa pod Grunwaldem” Jana Matejki znajdują się w tak żałosnej i opłakanej kondycji i że przez tyle lat, nie robi się prawie nic, aby ten stan rzeczy zmienić. Bynajmniej takie opinie dochodzą do naszych uszu. Oby to wielce wspaniałe dzieło, jak i wiele jemu podobnych nie spotkało to co niegdyś przytrafiło się Wielkiej Panoramie Racławickiej o losach której mam ogromną ochotę kiedyś Państwu opowiedzieć, ale to już nieco dłuższa historia. Ze smutkiem i wielkim zatroskaniem polecam wszystkim, jeszcze raz być może po latach odwiedzenie Muzeum Narodowego w Warszawie, by nacieszyć jeszcze oczy i pokrzepić ducha tym wspaniałym płótnem mistrza Jana z prastarego Krakowa, bo kto wie, czy bezmyślność i beztroska niektórych ludzi nie spowodują całkowitej zagłady tego dzieła. Oby się to jednak nigdy stać nie mogło.