Jerzy Madeyski
"Bo Józek - mawiał o Chełmońskim, jednym z twórców sławnej w świecie "die polnische landschaft", polskiej szkoły pejzażu, jego przyjaciel i apologeta. Piotrowski - to pójdzie sobie w pole, i tak nakradnie, nakradnie, a potem pędzel w garść...". W ten sposób powstawał któryś z tych urzekających pejzaży, o jakich marzą znawcy i kolekcjonerzy Europy i obu Ameryk z renomowanymi muzeami pospołu. l słusznie, gdyż Chełmoński był jednym z tzw. prawdziwych malarzy. Czymże jednak jest w istocie "prawdziwy malarz"? Prawdziwy malarz jest Natursingerem, jak powiadają Niemcy, człowiekiem obdarzonym przez los szczególnym darem, porównywalnym jedynie z równie naturalnym "postawieniem głosu". Prawdziwy malarz ma szczególny dar widzenia i postrzegania świata w barwach, światłach kompozycyjnych, kadrach, potrafi zauważyć i wyłuskać niewidoczne dla innych jego aspekty. Do malarskich Natursingerów właśnie można odnieść słowa Picassa - "ja nie szukam, ja znajduję". A on wiedział co mówi, gdyż sam należał do ich grona. Wacława Jagielskiego porównywano niekiedy do Van Gogha. Dla spontaniczności i żywiołowości jego sztuki i gorącego do niej stosunku, podobnie jak do wybranego motywu. Do malowania con amore zatem z głębokiej potrzeby serca. To prawda. Prawda jest jednak również to, że sztuka Jagielskiegp aż kipi optymizmem i radością życia, które malarstwo Van Gogha było biegunowo odległe nie odnajduje się w niej ani krzty tak właściwego Mistrzowi z Aix dramatu i niepokoju. Dla tej też przyczyny padło we wstępie nazwisko Chełmońskiego, którego - zdaniem jego żony, "żarty i figle najgłupsze zawsze się trzymały", przy czym przypomnieć należy, że przymiotnik "głupi" bywa w ustach żon wyrafinowanym komplementem i wyrazem najgłębszego uznania zarazem. Lecz dość już może analogii i wykazywania duchowych raczej, niż formalnych antenatów, wśród których wymienić by również można Turnera i Bonnarda i całą plejadę dawnych i współczesnych twórców, gdyż Jagielski wyrasta z pnia jakże dla Europy i tylko dla niej właściwej sztuki światła, której jest prominentnym przedstawicielem i kontynuatorem. Że zaś jest -jak to zostało zasugerowane -prawdziwym malarzem - zatem jego niezwykle różnorodna i w owej różnorodności bogata sztuka obraca się w ramach wyznaczonych przez filozofię tego właśnie światopoglądu artystycznego, w którym wrażliwość walczy o lepsze z wręcz entuzjastyczny aprobaty urody świata, z zachwytem nad jego pięknem. Realnym, bądź też płynącym ze stosunku artysty do rzeczywistości we wszystkich jej przejawach i niuansach. Tym samym wszystko jest, lub też potrafi być inspiracja dla artysty. Zarówno dostojny w swej potędze górski pejzaż, jak para zniszczonych chodaków, cichy zaułek i skromne wnętrze. Ba, zwykła plama samotnej czerwieni na neutralnym tle bywa bodźcem równie żywym i godnym malarskiego rozwinięcia, jak dostojna kolumnada klasycznego peripterosu. Właśnie - bodźcem, gdyż Jagielski traktuje przedmiot tak jak on na to zasługuje -jako natchnienie, jako pomysł, podsuwany mu przez życzliwy traf, a nie gotowy obraz. Nie jest więc jednym z tych, z których kpił sobie Baudelaire, że "otwierają okno i wszystko, co za nim widza ...jest dla nich zakomponowanym już obrazem. Głupcy! Biorą wokabularz sztuki za samy sztukę!" Jagielski nie dokumentuje rzeczywistości, lecz JĄ przetwarza i nagina do swych wyobrażeń i swoich kryteriów piękna. Podkreśla to, co dla niego istotne i roztapia w niedomówieniach lub eliminuje elementy mniej ważne bądź też zbędne z matissowskiego dla odmiany wyznania wiary "cokolwiek nie jest dla obrazu bezwzględnie potrzebne - staje się dlań szkodliwe". Bezwzględnie potrzebnym jest zaś nastrój, klimat, przeżycie, jakiego doznał na widok przyszłego obrazu. Ten właśnie klimat lub raczej -jego kwintesencję stara się przenieść na płótno oleju bądź papier pastelu. To, co było jego dusza: właśnie plamę czerwieni, właśnie błękit greckiego nieba, właśnie rubinowa tonację wina w karafce, kapryśnie wygięty dach samotnej cerkiewki i rytm okien Fin de sieciowej kamienicy i złoto nadbrzeżnych skał w świetle zachodzącego słońca i głęboki kontrast purpury pałacowych dachów z bielą jego ścian w bladej poświacie księżyca i setki, jeśli nie tysiące podobnych olśnień, które potrafi dostrzec i przekazać innym jedynie prawdziwy artysta, jeden tylko motyw jest dla niego tabu: jest nim człowiek, Jagielski mówi o jego istnieniu poprzez ukazywanie ludzkich dzieł i człowieczej nieobecności, nigdy zaś przez ludzką postać. Czemu? Odpowiedź przyniesie zapewne czas. Te właśnie predyspozycje psychiczne są fundamentem sztuki Wacława jasielskiego i gwarantem jej żywotności. To one bowiem, ta nieustanna fascynacja światem chronią ją i chronić zapewne będą przed manierą i skostnieniem, czyli, po prostu - nudą autoakademizmu. którego oczarowanie jest przeciwieństwem i naturalnym wrogiem. Tym samym, Jagielski potrafi namalować obrazy zadziwiające swą wysoką jakością, dobre lub niekiedy nawet chybione, lecz nigdy obojętnie poprawne. Nigdy więc jego dzieła nie są rzemieślnicze, choć gwoli sprawiedliwości podkreślić należy, że warsztat doskonali z niemałym nakładem pracy i znakomitymi wynikami. Tak, by mógł wyrazić wszystko, co odczuje serce i pomyśli głowa, by potrafił unieść wszystkie, najbardziej nawet skomplikowane i trudne zamiary. By sprostał raz po razie podejmowanemu ryzyku, bez którego sztuka nie może się obejść z tej chociażby tylko przyczyny, że ona sama jest ryzykowną drogą, wiodącą pomiędzy pułapkami, zastawianymi przez banał, łatwiznę i zwykły, jakże ludzki lęk przed kompromitacją. Na szczęście talent, praca, rosnące umiejętności i artystyczna świadomość prowadzą Jagielskiego właściwym duktem. Gdzie? To pokaże czas. jak na razie dyscyplinuje swą sztukę pod względem formalnym i pogłębiają wymowę emocjonalną. To dobra droga, l zadziwiająco dojrzała u tak młodego artysty, gdyż jagielski nie przekroczył jeszcze górnej granicy wieku wyznaczonej niegdyś przez paryskie Biennale Młodych, co nie wymaga szerszego rozwinięcia, lecz napawa nadzieją na przyszłość.