- Kontemplujący księżyc
„Mężczyzna i kobieta kontemplujący księżyc” Przed godziną powróciliśmy z wieczornego spaceru. Przemierzaliśmy ulice Starego Miasta rozjaśnianego lampami, które najwyraźniej znudzone swą bezczynnością bawiły się wydłużając lub skracając nasze cienie. Szczególnie urzekająca była scena bajecznie zawieszonego księżyca nad powiewającą z lekka chorągwią zatkniętą na szczycie Baszty Kowalskiej naszego sądeckiego zamczyska. Kadr jak z obrazu Caspara Davida Friedricha „ Mężczyzna i kobieta kontemplujący księżyc”, namalowanego pomiędzy 1830 a 1835 rokiem. Obraz ten obecnie oglądać możemy w Galerii Narodowej w Berlinie. Komuś obserwującemu nas z boku a raczej z tyłu, rzeczywiście mogliśmy go przypominać. Co prawda nie staliśmy na brzegu lasu przy przewracającym się dębie, którego wystające z ziemi korzenie wyglądały jak szpony ukrytych w mroku wilkołaków. Kobieta nie miała na sobie długiej sukni ani ja peleryny i ciekawego dużego kapelusza ale stojąc blisko siebie z jej ręką na moim ramieniu wyglądaliśmy podobnie do owej tajemniczej pary. Z ledwie widocznych głośników ukrytych w kątach sypialni dochodzą pasujące do chwili dźwięki ulubionego Nokturnu F-dur op. 15/1 Fryderyka Chopina. „Słychać” w nim najpierw mgły wolno przesuwające się po rozjaśnionym z lekka księżycowym światłem niebie a potem nagłe zrywy wiatru, łopot chorągwi i czarne strzępy chmur zasłaniające srebro księżycowej tarczy i znów wyciszające tony i bezruch gałęzi wysokich drzew. Ach! Można marzyć, wspominać, śnić a nade wszystko zatrzymać się na chwilę. Chyba wszyscy potrzebujemy takich przystanków każdego dnia. Zatrzymać się i odpocząć, pokontemplować coś. Dzisiejszej nocy kontemplowaliśmy księżyc w milczeniu i przyjaźni. Obydwoje w swej wyobraźni budziliśmy wspomnienia, dobre chwile radosne i pozytywne. Świadomie odrzuciliśmy od siebie nasze zabieganie codziennością, chwile naszpikowane szeregiem obowiązków czasem stresów. Zapomnieliśmy o drobnych czy większych problemach co jak raz zasiądą na powiekach to lubią ciążyć aż do chwili obmycia, odrzucenia. Wydaje mi się, że dziś coraz rzadziej znajdujemy czas na kontemplowanie a samo słowo „kontemplować” nabiera powoli archaicznego brzmienia, a szkoda bo takie rozmyślania mogą być piękne i kolorowe. Trzymany w większości czasu w głowie i dłoni czarny węgiel na tą chwilę zastąpmy kolorową paletą barw pastelowych z wyraźną dominantą kadmów, złocieni, ugrów, szlachetnych zieleni i czerwieni dla kontrastu i zabawy ale nie czerni. Malujmy nimi swój nowy świat. Pokontemplujmy za parą z Friedrichowego obrazu czasem księżyc, kłębiaste chmury, wiatr buszujący w konarach drzew, zieloną trawę, błękit czystego nieba, muzykę, zdjęcie to dzisiaj zrobione i to przyżółkłe, stare. Pomyślmy o wierszu, poezji, obrazie wiszącym na ścianie albo tym w muzeum czy galerii. Popatrzmy choć przez chwilę na świat innymi oczyma, zechciejmy się czymś ucieszyć, czymś może niematerialnym, czego nie da się przeliczyć na pieniądz, biznes. Pożyjmy uczuciami innymi. Do uszu wpadają mi dźwięki kolejnego nokturnu tym razem F – dur Op. 15/2. Słuchając tego dzieła tuż przed jego zakończeniem odnoszę wrażenie jakby sam mistrz Fryderyk stwarzając pewien cudowny akord upuścił go z ręki a ten odbijany po kamiennych stopniach powoli wygasza swoją prędkość i trafia w sam środek mojej duszy. A ja go stamtąd nie mam zamiaru wypuścić. Minęło już kilka godzin od naszej wycieczki. Głębię zacienionej sypialni wypełnia teraz muzyka i moje pozbawione ciężaru myśli. W starym empirowym oblanym woskiem spalających się świec kandelabrze powoli dogasają prawie do końca wypalone już tylko cztery świece. Na szerokim łożu resztki gasnącego światłą nieśmiało obrysowują sylwetkę śpiącej kobiety, tylko, że tym razem już nie z obrazu Friedricha ale Francisca Goi. Ale z jakiego dokładnie to już tego nie napiszę. Pozostawię to do odgadnięcia ambitnemu czytelnikowi i znawcom światowego malarstwa. Sen zachodząca jasność w długich włosach nie śpi snuje się jak wiatr jesienią na rzęsach faluje w rytm sobie ulubiony żeby poznać tajemnice oczu wpatrzonych w marzenia jest jak nuta w pięciolinii ugrzęzła i drży w samotności piękna jak inne ważna dłoń prowadzi zmysłowo rozpala żarem czerwienieje odchodzi a przecież piękna była Jaworzynka 23.09.2005 rok Wacław Jagielski