- Wywiad z uczennicą II L.O. w Nowym Sączu

Inne

Teksty

"Życie jest dla mnie najważniejszą inspiracją twórczą" -jak długo zajmuje się Pan malarstwem? - Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć jednoznacznie. Bardzo trudno jest w tym miejscu wyznaczać jakieś konkretne daty czy lata. To po prostu nie możliwe. Tak samo jak nie da się odpowiedzieć na pytanie jak długo maluje się dany obraz. Dlatego, że twórczość jest procesem rozłożonym w czasie. Podobnie jak z rośliną, która daje kwiaty a potem owoce. Żeby można było rozkoszować się smakiem owocu, najpierw musi być ów wcześniej wspomniany kwiat a i on rodzi się z pąku, który dojrzewa wśród liści na łodydze wyrastającej z jakiegoś pnia. To wszystko wydaje się być szalenie logiczne i proste aczkolwiek zjadając smaczny owoc nie myślimy z reguły o tej całej otoczce towarzyszącej jego powstaniu. Patrząc na obraz też nie myślimy o tym, że malowanie jest tylko ostatecznym etapem w pięknym ale czasem skomplikowanym albo raczej złożonym procesie twórczym. Tworzenie to najpierw myśl i to nie ma znaczenia czy rodząca się w wyniku doznawanego uczucia szczęścia i radości jemu przypisanej czy też może smutku, klęski i poczucia opuszczenia. Jedne i drugie stany duchowe równie silnie twórczo stymulują, inspirują do działania. Każdy z nas ma jakieś myśli i to wspaniale bo wraz z nimi stajemy się twórczy, kreatywni. Dzięki nim nie stoimy w miejscu. Artysta zaś to ta postać, która potrafi ową niematerialność, ulotność zapisać czyli zmaterializować. To nie jest zjawisko proste, pozbawione dylematów i pytań często pozostających bez odpowiedzi. To zapis graficzny, malarski, nutowy, słowny pewnej koncepcji. Odbiorca nie myśli kategoriami twórcy stąd też powstało to sakramentalne pytanie "co autor myślał kiedy tworzył"?. Bez względu na to z jaką dyscypliną sztuki, mamy do czynienia a więc czy to jest malarstwo, poezja, twórczość literacka, muzyka czy inne. Trzeba wiedzieć, że tworzenie to też i wewnętrzna potrzeba zanotowania w jakikolwiek sposób owych myśli. I teraz tylko należy zadać pytanie. Jak człowiek to uczyni? Czy w sposób artystyczny używając do tego ciekawych często zaskakujących środków artystycznego wyrazu, czy może prozaiczny i szablonowy pozbawiony pomysłu i elementu zaskoczenia. Jeśli potrafi zrobić to w myśl pierwszej części odpowiedzi na powyższe pytanie – chyba jest artystą. Odpowiadając na Twoje pytanie "jak długo zajmuję się malarstwem" świadomie posłużyłem się przykładem procesu twórczego, jego złożoności, aby lepiej można było zrozumieć to, że malarstwo dojrzewało we mnie jak ten symboliczny owoc chyba od wczesnych dziecięcych lat. - kto odkrył Pana talent? - Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, czy mam czy nie mam talentu. Po prostu z dużą konsekwencją realizowałem swoją potrzebę tworzenia. Najpierw była to fascynacja pięknem jakie widziałem w cudzej twórczości a co za tym idzie próba wiernego jej odtwarzania a potem coraz ambitniej przychodził czas na "swoje" malowanie i poszukiwania swojego języka twórczej wypowiedzi. W rodzinnym domu nie przeszkadzano mi rozwijać pasji a ja wykorzystałem to i malowałem dalej. Później po maturze już bardzo konsekwentnie szedłem tą drogą otrzymując dylom konserwatora dzieł sztuki, nigdy nie rezygnując z doskonalenia się w malarskiej profesji. Rodzina i koledzy wiedzieli, że Wacek to malarz, że tym żyje coraz mocniej i coraz pewniej. W moim przypadku nie można mówić o tym, że ktoś mnie odkrył, że jestem jakimś specjalnym objawieniem tak jak to jest dziś modne chociaż by w różnych telewizyjnych programach typu "Idol" czy "Szansa na sukces". We mnie wierzono. Dziś mam tą świadomość, że Bóg dał mi ten symboliczny "talent", może dwa, może trzy jak mówi biblia i wiem też, że nie jest on czy one moją własnością. Kiedyś, kiedy przyjdzie mi je zwrócić Bogu chciałbym oddać Mu je co najmniej podwojone. Nie zakopałem więc ich w ziemi ze strachu przed złodziejem. - od kogo się Pan uczył i kto był (i jest) Pana autorytetem? - moim najlepszym nauczycielem nie tylko w dziedzinie malarstwa ale w ogóle jest samo życie, jego wnikliwa obserwacja, fascynacja nim i wyciąganie wniosków z przeżywanego i mijającego czasu, a nade wszystko miłość do człowieka. Moim największym autorytetem i przewodnikiem z ludzi z którymi dane mi było spotkać się w „naszych czasach” to nie wątpliwie (może nie będę tu oryginalny ale na pewno szczery) była i jest postać Karola Wojtyły. W dziedzinie malarstwa, bo chyba bardziej o to pytasz mogę wymienić takie potęgi jak mistrza Wincentego Wan Gogha, Wiliama Turnera, ale i wspaniałego Jana Stanisławskiego, Leona Wyczółkowskiego, Ferdynanda Ruszczyca, Olgę Boznańską i wielu, wielu innych geniuszy, których wnikliwie analizowane obrazy mogą wiele nauczyć. Wszystkich nie sposób wymienić. Uwielbiam i muszę od czasu do czasu oglądać ich obrazy, bo „człeka” ciągnie do piękna. To tak samo jak muszę słuchać Chopina, Gerswina, Bacha, Beethowena, Griega, Armstronga, Praisnera ,Wojciecha Kilara i wielu innych kompozytorów. - z czego czerpie Pan inspiracje? - może zacznę się powtarzać ale znowu życie jest dla mnie największą inspiracją twórczą. Świat, w którym mam szczęście żyć na co dzień i ten daleki, który lubię poznawać. W tym celu trochę podróżuję, zobaczyć, posmakować, powąchać to czego w moim mieście, moim kraju i w samej Europie nie sposób poznać. Takie podróże poza tym, że wiele uczą to niosą ze sobą ogrom przeżyć i wrażeń, które potrafią inspirować przez długie lata a w niektórych przypadkach nawet i do końca życia. W Meksyku poznałem i przejechałem ponad 6000 km odwiedzając najbardziej egzotyczne i nieodwiedzane nigdy przez żadne biura turystyczne szlaki i miejsca. Podobnie było podczas wyprawy na Krym, po Grecji i mam nadzieję, że tak samo będzie podczas zbliżającej się kolejnej wyprawa na Kubę. Ale poza tym pretekstem do powstania obrazu czy innego zapisu może być również wiszące pranie na sznurku w "zapyziałym" podwórku.   - co przedstawia Pana pierwszy obraz? - moje pierwsze obrazy pewnie już nie istnieją. Obrazy powstałe na płótnie w technice olejnej po raz pierwszy malowałem w szkole podstawowej może w piątej, szóstej klasie. Pamiętam były to słoneczniki, twierdza nad Nogatem i jakieś bukiety kwiatów, ale pokusiłem się też na jakąś postać. Niektóre z tych prac później ofiarowałem moim znajomym a kilka z nich przez jakiś czas pozostało w domu ale dziś już ich nie sposób odnaleźć. Przypuszczam, że mogłem je sam zniszczyć albo przemalować, kiedy świadomość o ich niedoskonałościach dotarła na dobre do mego umysłu. Dziś bym tego nie zrobił. Chętnie i z sentymentem zerknąłbym na nie. - jaki obraz malowany przez Pana jest Pana ulubionym? - Szczerze powiedziawszy, lubię swe obrazy. Gdyby było inaczej na pewno nie malowałbym ich. Nie wierzę też w to, że do sztuki można się zmuszać, bo albo coś w człowieku "gra" albo nie i nic na siłę dobrego się nie zrobi. Twórczość bynajmniej w moim przypadku to pasja której się poddałem. Te obrazy, których nie lubiłem, albo przemalowywałem albo niszczyłem bo po ludzku mnie złościły. Jeden z moich znajomych artystów wymyślił sobie taką wersję piekła dla malarzy, że dobry Bóg sadza takiego delikwenta przed sztalugą na której stoi najgorszy obraz potępionego i przez całą nieskończoność każe mu wpatrywać się w niego. Zawsze największe emocje wyzwalają we mnie ostatnie namalowane obrazy. Mam ich kilka. - co Pan najbardziej lubi malować? - moim ulubionym motywem jest pejzaż. Tak często nie zauważamy piękna jakie nas otacza. Zjawiskowość towarzysząca porom roku, zmienność form i kolorów jesiennych chmur, tajemniczość poranków zatopionych w gęstwinie mgieł, złocienie, kadmy, cynobry, purpury dojrzewających owoców i liści, czy powoli zasypiających nagrzanym w dzień słońcem miasteczek czy wsi, to tematy, które zawsze mogę malować i to nie powtarzając tych samych ujęć. Nie znoszę malować dwóch tych samych obrazów. Jeśli temat powtarzam to robię to zawsze z innymi emocjami i inaczej. Chyba, że maluję z premedytacją bo kieruje mną konkretny pomysł. - Czy ma Pan jakieś pasje poza malarstwem? - oczywiście tak. O niektórych takich jak podróżowanie poznawanie świata już wspominałem. Ale chciałem jeszcze przy okazji tego pytania wspomnieć o czymś co jak gdyby dopełnia moją twórczość malarską. Jest tym pisanie. Mam przygotowany do druku tomik wierszy. Generalnie piszę o ludziach, o życiu, o tym co powoduje mą radość albo cierpienie. Najczęściej jednak piszę o miłości bo wydaje mi się a raczej jestem pewien, że nią dobry Bóg obdarował mnie szczodrze. Przede wszystkim dał mi dar kochania a więc dzielenia się szczęściem z innymi i radowania się z ich szczęścia. Mam wspaniałą rodzinę dla której warto żyć i w której świetnie się realizuję bo czuje się kochanym. Nie ma w życiu chyba nic gorszego jak bycie opuszczonym i niepotrzebnym czyli niekochanym. - Czy synowie odziedziczyli talent po Panu? - Nigdy nie próbowałem przymuszać moich synów do malowania, choć mogli i mogą robić to w naszym domu prawie zawsze i wszędzie gdyż materiały i media malarskie są pod ręką. Pomimo to, że nie zajmują się tym i jak widzę nie to jest im w życiu pisane(choć nie wiadomo jak to będzie jeszcze z najmłodszym Michałem gdyż ma 3 latka i trudno powiedzieć czy nie zechce kiedyś odnaleźć się w sztuce jako twórca i to wcale nie koniecznie malarz), to moim zdaniem mają duże wyczucie estetyki wykazują nie małą dawkę wrażliwości a to już nie jest takie nic. Wychodzę z założenia, że nie ważne jaki zawód osiągną moi synowie ale ważne aby życiu lubili swą pracę i w niej odnaleźli drogę swej realizacji i tym samym szczęście w życiu. Daniel najstarszy to umysł ścisły i wiem to, że będzie doskonałym informatykiem twórcą może ciekawych programów czy filmów w których nie raz jeszcze będzie mógł zaprezentować swe artystyczne wyczucie. Dominik, młodszy syn to urodzony sporowiec i jeśli tylko da z siebie wszystko, to na pewno zrobi mi tę frajdę, że nie raz będę mógł oglądać go z medalem zwycięzcy na piersiach. O najmłodszym Michałku już wcześniej wspomniałem. Życzę i jemu samych sukcesów. - Gdzie można oglądać Pana obrazy? - na dziś najłatwiej w moim domu, który zamieniłem na żywą galerię. W Nowym Sączu mam również swe prace na zbiorowej wystawie w Galerii BWA przy ulicy Szwedzkiej, w Galerii Sandecjana w rynku. Wystawę z najnowszymi moimi pejzażami mam w Warsaw Art Gallery w Hotelu Mariott w Warszawie jak i w kilku innych polskich galeriach. W marcu na zaproszenie Opery Gdańskiej pokażę swe obraz przy okazji premiery Vivaldiego "Czterech pór roku", a w następnej kolejności zapraszam czytelników do Krakowskiej galerii Bronisława Chromego na wernisaż kolejnej mojej wystawy malarstwa olejnego. W drugiej połowie roku otwieram nową muzyczną wystawę w Teatrze w Katowicach. A tak bez ruszania się z domu można wejść na moją internetową stronę www.jagielski.art.pl . Umieściłem na niej ponad 300 obrazów, swoje wiersze i wiele fotografii z dalekich wypraw. Serdecznie więc wszystkich zapraszam . Alex, AWD