- Refleksje przed stajenką

Inne

Teksty

Wydawać by się mogło, że nie dalej jak wczoraj przypatrywałem się, jak mój najmłodszy czteroletni synek zdejmuje z choinki ostatnie ozdoby, zjadając znalezionego jeszcze na jednej z gałązek księżycowego piernika, którego niemalże rytualnie przed Wigilią wraz z mamusią wypiekał i malował kolorowymi lukrami. Był wciąż smakowity, ale jego zjadanie nie dawało już Michasiowi tyle satysfakcji i zadowolenia, gdyż nadszedł czas schowania - przyozdobionej światełkami, lśniącymi bombkami, pachnącymi piernikami i innymi maskotkami - zielonej choinki. A i z samego jej czubka uśmiechnięty anioł, zwiastujący dobrą nowinę narodzin małego człowieka i zarazem wielkiego Boga, podzielił los innych ozdób i zamknięty został w swoim pudełeczku. No i nagle, przychodzi znów dzień, czas, tego niepowtarzalnego święta, które wyzwala w człowieku nowe chęci, radości, życzenia, pragnienia, a nade wszystko marzenia. Te wymienione przed chwilą Boże dary nie powinny nigdy odchodzić od żadnego z nas, bo w sytuacji, kiedy ich brakuje, miejsce to natychmiast uzupełnia smutek, beznadzieja, apatia i ogólnie pojęta degrengolada. Znowu więc wyciągam ze strychu choinkę (może niepachnącą lasem, nieprzewianą wiatrem, nieośpiewaną ptasimi trelami – bo sztuczną, ale jak uświadomię sobie, że znowu uratowałem kolejne drzewko w coraz bardziej zabrudzonym i zagrożonym świecie, to jakoś mi lepiej na sercu) i wraz z rodziną przygotowuję ją do ponownego strojenia. Z kuchni rozchodzą się aromatyczne zapachy przypraw piernikowych i słychać śpiew pierwszych kolęd, których mały Michaś uczy się w przedszkolu i z radością prezentuje całej rodzinie. Znowu odszedł cały rok, który jak zwykle minął za szybko, w którym udało się dokonać kolejnych cudów albo w którym niestety, pomimo wielkich chęci, nie udało się nam czegoś załatwić, poprawić, aby się zbliżyć do lepszego, zmienić swój wizerunek na lepsze, głównie przed samym sobą, własnym sumieniem, życiem. Refleksja ta nie powinna być obca dziś nikomu na całym świecie, bo każdy człowiek mógłby z siebie wykrzesać minionego roku jeszcze więcej dobra, niż to uczynił. Dotyczy to i mnie, autora tego tekstu, i Ciebie czytelniku, i polityków, którzy przede wszystkim lubią mówić o swych osobistych sukcesach, zapominając o całym bagażu niedociągnięć, zaniedbań, na wiatr rzuconych słów i obietnic. Dotyczy to również niejednych kapłanów, którzy czasem w swym wielkim przekonaniu o kroczeniu jedyną prawdziwą i słuszną drogą, sami zeszli już z niej i brną po pas w zaspach swej pychy i braku podstawowej wartości, dla jakiej Jezus przyszedł na świat i dla jakiej umarł na krzyżu – miłości bliźniego opartej na służeniu pomimo wszystko – jak Chrystus. Dziś w przededniu narodzin Mesjasza wszyscy powinniśmy wzbudzić w sobie rachunek sumienia i jeszcze przed pójściem do symbolicznej stajenki bez względu na to, czy ktoś w to wierzy czy nie, chcieć się choć trochę zmienić dla dobra swego i innych. Takie zachowanie nikomu nie zaszkodzi, a pomoże na pewno. Spróbujmy jak ten wilk stepowy ze słynnej powieści Hermana Hesse poszukać jakiejś wewnętrznej równowagi, harmonii, ale bez skłócenia ze społeczeństwem. Doceniajmy więc w sobie własne wartości, kochajmy samych siebie, ale nauczmy się też kochać nasze otoczenie, przyrodę i ludzi, z jakimi przychodzi nam żyć. Za oknem już ciemno, choć do nocy jeszcze daleko. W skupieniu i z tęsknotą czekam na światło. Ono niebawem przyjdzie – narodzi się czyste, prawdziwe, szczere i dobre. Niech więc oświetli nasze drogi, po których co dzień przychodzi nam stąpać w pogoni za swymi obowiązkami, potrzebami, radościami, które wespół tworzą to cudowne od samego Boga dane i zadane życie. Życzę więc tego wszystkim z całego serca, dołączając jeszcze myśli o dobrym zdrowiu, dobrych otaczających ludziach, ciekawych zjawiskach, pasjach, tych twórczych i tych czasem zwykłych, ale dających radość i zadowolenie. Niech ten już niebawem symbolicznie nowonarodzony Bóg i człowiek pomaga nam prawdziwie na nowo się odradzać i odnajdywać w lepszym. Rozbłysła gwiazdka, ta pierwsza w wigilijny wieczór, niech stanie się symbolem wszelakiego pojednania i sygnałem do połamania się białym opłatkiem – najpierw z samym sobą, potem z najbliższymi, a następnie w myśli i sercu z tymi, którzy od nas mieszkają daleko, albo już odeszli na tamtą stronę. Niech ten biały opłatek złączy nas wszystkich w jedną cudowną rodzinę życzliwych, dobrze życzących sobie przyjaciół. Tego wszystkiego i jeszcze wielu miłych chwil życzy czytelnikom autor wraz z małym, ale już pięcioletnim Michasiem.