- Polacy nie gęsi i swój język mają

Inne

Teksty

Polacy nie gęsi i swój język mają Chyba już dzisiaj nikogo nie dziwi, że coraz częściej ludzie mówią do siebie skrótami, poszczególnymi sylabami, a jeszcze poczekajmy trochę, a przejdziemy na pojedyncze głoski i cały dorobek Polaków, przez pokolenia i wieki włożony w rozwój języka, w niwecz się obróci. W mowie polskiej, w sposobie komunikowania się między sobą, zauważyć można już od wielu lat proces gwałtownego uwstecznienia. Najpierw zachłystując się kulturą ogólnie zwaną zachodnią, z amerykańską na czele, czy trzeba czy nie, często dla zabawy albo na siłę, wprowadzaliśmy wiele słów dziwacznych, wynaciąganych na nasze polskie potrzeby, tym samym „zaperzyliśmy” swój język. Ta dzika fascynacja wszystkim co obce, bez względu na jakość i przydatność w naszym stylu życia, kulturze, postępowaniu, tradycji, zalała nas z nagła jak tsunami. Na samym początku, wszyscy zafascynowani potęgą żywiołu, nie czując zagrożenia, przyglądali się zjawisku z zachwytem. Kiedy jednak fala zaczęła brutalnie zalewać, niszczyć, wykorzeniać, wtedy niektórzy spostrzegli, że to co takie jeszcze przed momentem niewinne i piękne, teraz niszczy i unicestwia. Wielka woda uśpiła naszą czujność w trosce o to, co nasze, co polskie, co święte, co decyduje o tożsamości narodowej społeczeństwa ale nie rzadko i jednostki. Przykładów można by przytaczać zastępy. Smutne jest to, że w większości dziesięcioleci minionego wieku, co prawda nie z wyboru ale z przymusu, musieliśmy kochać i szanować wszystko co czerwone, co sowieckie, co komunistyczne, wyrzekając się pamięci o naszej prawdziwej historii i krzyżu, co na polskiej ziemi będąc od przeszło tysiąca lat, stał się jej integralną częścią. Wyrzeczeń było jeszcze wiele, w zamian za które dostaliśmy przykazania do nowej „miłości”. A było kogo kochać. Weźmy tylko choćby kilku z brzegu – Włodzimierz Ilicz Lenin, Marks, Engels – używając języka Kościoła – twórcy „nowej biblii”, która stać się miała najprawdziwszym pokarmem każdego Polaka i komunisty. Doktryna poddawała nas wielkim próbom na wierność związkowi bratniemu, co ogarnąć miał cały ludzki ród. No i nie wiele brakowało, a ziścił by się ten podwójny scenariusz czerwonego potopu całego świata. I wtedy - o dumo co mnie rozpierasz, że Polska Ojczyzną mą – nikt inny jak właśnie Polacy (używając tym razem komunistycznej retoryki ) - wszelkim nadużyciom i wypaczeniom, wyraźnie powiedzieli – stanowcze NIE! A po raz pierwszy stało się to w sierpniu 1920 roku, podczas zwycięskiej Bitwy Warszawskiej nad bolszewikami, trwającej 14 dni (12. 08 – 25.08), zwanej „Cudem nad Wisłą”. Po raz kolejny, kiedy to „Solidarność” zniszczyła wszelkie mury czerwonego bastionu w Europie. Zdumiewające jest jednak to, że właśnie wtedy jak i podczas kilku wcześniejszych stuleci, kiedy naród polski z wymazaną Ojczyzną z europejskich map, będąc ciemiężony pod zaborami obcych mocarstw, nie poddał się i zachował wierność zarówno swej historii jak i sumieniu. Dzięki pielęgnowaniu tradycji, języka polskiego, mądrości i świadomości patriotycznej naszych przodków, wszelkich zrywów narodowościowych zarówno tych zwycięskich jak i przegranych, przetrwaliśmy w sposób nader mocny, a bynajmniej na tyle aby na powrót istnieć jako państwo i społeczeństwo polskie. I cóż się teraz stało? Kiedy mamy już upragnioną wolność, kiedy odzyskaliśmy prawa do samostanowienia? Kiedy Europa staje się jednym wielkim domem dla wszystkich, bez szlabanów, zasiek i granic? A no właśnie teraz kiedy zrzuciliśmy z siebie kajdany, z niebywałą siłą zaczyna uderzać nam do głowy gejzer wody sodowej, wypłukując z niej, z duszy to co było naszym największym skarbem – naszą tożsamość narodową. Dla bzdurnego w moim odczuciu paranoicznego Hallowin, komuś zależy abyśmy zapomnieli jak ten czas przeżywany był przez stulecia na naszej ziemi. Ile w tym dniu zawsze mieliśmy zadumy nad życiem i tymi którzy już od nas odeszli. Z jakim nabożeństwem i szacunkiem zapalamy znicze na grobach bliskich ale i tych nieznanych, poległych. Nikomu wcześniej nie przyszłoby do głowy, że na grobie można postawić straszącą dynię, czarownicę, czy innego wampira i bawić się tym jak dziecko clownem. Dla Amerykanina widać, ów dzień nie ma żadnego szczególnego znaczenia. Po co więc brać z tego przykład? Właściwie odpowiedź na pytanie sama ciśnie się do głowy. Chodzi o pieniądze. Są niestety ludzie, organizacje, korporacje, które za cenę zysku gotowi będą zniszczyć wszystko co wartościowe, narodowe. Ich inteligentny często sposób działania poprzez bardziej jawną czy ukrytą reklamę produktów obcych często dużo gorszych niż krajowe, odnoszą wielkie sukcesy. Dlaczego więc we wspomniany dzień Wszystkich Świętych można robić tylko interes na zniczach, skoro w Ameryce robią jeszcze na maszkarach, wypłukując tym samym pamięć o zmarłych. Za ciosem idzie się w kwestii nauki historii, podcinając młodym korzenie a tłumacząc się zbliżeniem do zasad nauczania w Unii Europejskiej. Dziś według wielu polityków, nie warto trzymać się tak twardo tego co polskie od pokoleń, bo to myślenie konserwatywne nie idzie z postępem. Dziś często nadużywane pojęcie demokracji i liberalizmu - górą jest i basta! I zaczyna się dziać to co kiedyś wyśpiewał bodajże Rudi Szubert – przyjdzie walec i wszystko wyrówna. Skoro przeciętny Amerykanin nie wie gdzie leży Polska, to czy Polak musi wiedzieć gdzie są Himalaje? No nie przesadzajmy – powiadają, to nie jest takie istotne. Ważniejsze jest - w ich opinii - zmiana przepisów o eutanazji, czy zalegalizowaniu małżeństw homoseksualnych i pozwoleniu im na adopcję dziecka, albo na aborcję tylko z tego powodu, że jak powiedziała kiedyś pewna feministka – mim brzuchem nikt nie będzie zarządzał. Gdybyśmy w tych tematach wyszli z tak zwanego „ciemnogrodu”, to by się bardzo ucieszył postępowy świat i lepiej by nas postrzegano – wykrzykują. Wyrzućmy z naszego życia symbol krzyża, szopki bożonarodzeniowej, bo one obrażają niewierzących, pozwólmy byle gwiazdeczkom pop kultury, obrażać uczucia religijne większości Polaków, patrzmy jak rozdzierają i depczą biblię w myśl wolności słowa. Musimy w świetle nowego nurtu szeroko pojętej europejskiej kultury, wykazać tolerancję względem tych niepokojących zjawisk. Dlatego właśnie są siły, które wiele inwestują w robienie Polakom „wody z mózgu”, bo to się będzie kiedyś szalenie opłacać. I tak powoli historia zatacza swe koło. Od człowieka pierwotnego, który porozumiewał się między sobą za pomocą kilku najprostszych pomruków, dla którego najcenniejsza niegdyś była bezpardonowa walka o ogień, czy kawałek mamuciego mięsiwa, kosztem życia innych - przechodząc przez czas bujnego rozkwitu cywilizacyjnego, powoli powracamy do pierwotnych. Dziś coraz częściej posługujemy się skrótami, pomrukami (nara, wyprz, cze, sie ma, zara …)i znowu coraz częściej walczymy i zabijamy się dla jakiejś materii. No tak ale jak walec jeździ to jednak coś wyrównuje. Oczywiści jak zwykle może się ktoś ze mną zgodzić albo i nie. Każdy ma prawo po swojemu widzieć świat – jasne. Mam też świadomość, że dla podkreślenia wagi zauważanego nie tylko przeze mnie zjawiska, o którym wspomniałem powyżej – przekoloryzowałem problem. Na szczęście większość społeczeństwa pomimo wszystko, zachowuje trzeźwość obserwacji i przy wielkim szacunku do osiągnięć i historii innych państw i narodów, nie zapomina, że przede wszystkim powinniśmy pamiętać i szanować i doceniać to co nasze – polskie. Wacław Jagielski 24.01.2010 rok